Coraz więcej osób decyduje się na dostęp do dóbr i usług na życzenie zamiast posiadania ich na własność. Raport firmy Statista szacuje, że do 2025 roku rynek ekonomii współdzielenia będzie wart 335 mld dol. Jednym z kluczowych obszarów jej zastosowania jest transport, a w ostatnich latach współdzielona mobilność to jeden z najszybciej rosnących trendów zarówno w Polsce, jak i całej Europie. Jarosław Wojtas, ekspert Wyższej Szkoły Bankowej w Toruniu, ocenia, że pandemia COVID-19 tylko chwilowo zachwiała rynkiem współdzielonych usług, a koronakryzys dodatkowo przekonał konsumentów do bardziej odpowiedzialnych, zrównoważonych decyzji. Dlatego sharing economy po pandemii powinna dalej zyskiwać na znaczeniu.
– Sharing economy, czyli gospodarka współdzielenia, to innowacyjna metoda wykorzystywania dóbr i dostępu do usług. Pojawiła się wraz z rozwojem gospodarki cyfrowej i upowszechnieniem mobilnych aplikacji, które umożliwiają łączenie strony popytowej z podażową, czyli osób, które chcą się podzielić z innymi, i tych, które potrzebują skorzystać z jakiejś usługi lub dobra. Przykładem są różne typy współdzielonych środków transportu, jak rowery, elektryczne hulajnogi czy samochody na minuty, ale też np. dostęp do dóbr kultury na różnych platformach streamingowych czy banki czasu.
Jarosław Wojtas, wykładowca Wyższej Szkoły Bankowej w Toruniu.
– Rozwój gospodarki cyfrowej spowodował, że ludzie mogą wymieniać się z osobami zupełnie nieznanymi, kierując się wyłącznie systemami referencyjnymi na platformach internetowych. Ten sposób dystrybucji dóbr i usług wydaje się im bardziej wygodny. On pobudził tworzenie nowych platform, nowych aplikacji mobilnych służących do tego, żeby ludzie mogli się wzajemnie wymieniać usługami. Zanik pewnych dawnych form, jak np. wypożyczalni filmów, na rzecz streamingu internetowego sprawił, że coraz częściej korzystamy z rozwiązań cyfrowych – wskazuje Jarosław Wojtas.
– Polacy coraz częściej wybierają dostęp do dóbr i usług, widać to szczególnie w młodym pokoleniu, które jest przyzwyczajone, że nie musi kupować danej rzeczy. Wystarczy, że wypożyczy ją na określony czas. Nie musi posiadać na własność wiertarki czy elektrycznego SUV-a – wystarczy, że może z nich korzystać akurat wtedy, kiedy są im potrzebne. Właśnie dlatego młodzi ludzie, choć nie tylko oni, sięgają po takie rozwiązania. Tym bardziej że muszą efektywniej dbać o przestrzeń, która w dobie pandemii trochę się skurczyła – podkreśla ekspert WSB.
– Inteligentne miasta dzisiaj nazywane są sharing cities. One wykorzystują technologię do tego, żeby efektywniej dbać o przestrzeń miejską, ograniczać emisję dwutlenku węgla czy wprowadzać coraz więcej zieleni. Ale korzystają również z rozwiązań technologicznych takich jak np. czujniki na miejscach parkingowych albo informacje o natężeniu ruchu, starają się efektywnie komunikować z rozwiązaniami mobilnymi jak elektryczne hulajnogi, samochody czy rowery na minuty – mówi Jarosław Wojtas.
– Zauważyliśmy wzrost zachowań prospołecznych – ludzie zrozumieli, jak ważny jest kapitał tworzony w relacjach międzyludzkich, i pojawiły się platformy, które oferowały wymianę usług i czasu. Ludzie zaczęli sobie pomagać bez względu na to, jakie korzyści z tego osiągali, wyłącznie z powodu chęci pomocy innym. Z drugiej strony zauważyliśmy spadki w segmencie współdzielonej mobilności miejskiej – i to spadki bardzo duże, od kilkunastu do nawet 50 proc. Wynika to z faktu, że w czasie pandemii i izolacji ludzie rzadziej się przemieszczali, a ponadto obawiali się, czy zastosowano wystarczające środki sanitarne, aby zabezpieczyć ich przed zakażeniem – wyjaśnia wykładowca